Po kilku godzinach jazdy z troszeczkę naburmuszonym kierowcą wylądowaliśmy na parkingu niedaleko Besançon. Była godzina 19, myśleliśmy, że może jeszcze się na coś załapiemy. Chodziliśmy i pytaliśmy kierowców, ale żaden nie wyjeżdżał w trasę. Jedynym, który się nami zainteresował był Radek. Facet koło 60, który obrażał się, gdy zwracało się do niego per Pan. Popijając przy stoliku herbatkę i Amer Biere (specjał Radka) poznaliśmy pana Jarka, który odegrał w naszej podróży jedną z najbardziej znaczących ról. W każdym razie na początku w ogóle tego nie przypuszczaliśmy. Wydawał się bardzo dziwny, jakiś cichy. Mało mówił i tylko palił papierosy. Nie przykuwając do tego uwagi poszliśmy na pobliską stację benzynową w celach higienicznych. Marzyliśmy o normalnej łazience. Jak się okazało ten dzień nie był wcale taki tragiczny, bo nie dość, że był prysznic to jeszcze darmowy. Kiedy wróciliśmy, pan Jarek zaoferował nam podwózkę. Aż pod samą francusko-hiszpańską granicę! Wyjazd był następnego dnia rano. Opóźnił się o godzinę, ponieważ czekaliśmy na Darka. Drugiego kierowcę z tej samej firmy. O 9 już siedziałam obok pana Jarka, a Koleś w kabinie Darka. Dużo rozmawialiśmy, wymienialiśmy się doświadczeniem (o ile osoba z 18 letnim stażem może mieć jakiekolwiek). Tak nam zleciała droga aż do parkingu między Limoges a Angoulême. Z początku wydawało się, że na tak spokojnym parkingu żadna nieprzyjemna przygoda nas nie spotka.
Rozbiliśmy namiot pod drzewami tuż obok zaparkowanych TIRów i zabraliśmy się za kolację. Dzień zbliżał się ku końcowi, my szykowaliśmy się do spania, kiedy Koleś zawołał nas, że "coś się stało". Stanęliśmy na równe nogi. Po chwili usłyszałam słowo klucz- APTECZKA! Nie wiedząc co się dzieje, wzięłam cały plecak ze sobą i pobiegłam na drugą stronę parkingu. To był pan Kaziu, polski kierowca, który z przyczyn niewyjaśnionych wypadł z kabiny swojego TIRa. Tak, pan Kaziu miał poważne starcie z betonem, przy którym ucierpiała bardzo jego głowa. Na nasze szczęście zatrzymał się Patrick, Francuz wracający do domu z pracy. Szybko zadzwonił po pogotowie widząc co się stało. Otworzyłam plecak i wyrzucałam wszystko na ziemię, żeby szybciej znaleźć coś, co się może przydać. Założyłam gumowe rękawiczki, wyciągnęłam gazę z plastikowego opakowania i tamowałam krew aż do przyjazdu pogotowia. Pan Kaziu miał rozciętą głowę, krew lała się strumieniami a my próbowaliśmy dogadać się z Patrickiem. Co było bardzo trudne, ale, jak się okazało, wykonalne. Francuz jak to Francuz, ani słowa po angielsku nie umiał albo nie chciał powiedzieć. Ale kto to teraz odgadnie. Wtedy było ciężko. Żadne z nas nie potrafiło nic po francusku (no, oprócz bonjour, merci i je t'aime, ale to za bardzo się nie przydało). Przyjechało pogotowie, zabrało nieszczęśnika, a my nadal mieliśmy problem. Nie wiedzieliśmy do jakiego szpitala pojechali, czy to poważny uraz (wyglądał strasznie, ale co my się znamy), nic! Z lekarzami dogadać się nie można było, więc zdani byliśmy na próby porozumiewawcze z Patrickiem. On mówił po francusku, ja chyba w każdym języku jaki znam choć troszkę. Ile się naskakaliśmy i gestykulowaliśmy, żeby cokolwiek przekazać. Ale przyznam, komunikacja niewerbalna działa. Nauczyłam się też czym jest petit hôpital (:
Pod koniec odkryliśmy, że Patrick ma w telefonie dostęp do internetu. Problem rozwiązał się sam. Translator! Dowiedzieliśmy się, że pana Kazia zabrali do małego szpitala w Limoges, a policja nie przyjedzie bo nie było aktów agresji. Podziękowaliśmy naszemu francuskiemu koledze, bo bez niego nie odbyłoby się to wszystko jak należy. Patrick wyruszył w dalszą drogę, a my usiedliśmy w zadumie czekając aż opadnie adrenalina. Przed nami był jeszcze jeden dzień na parkingu, ze względu na zakazy panujące w tym kraju. Dość szybko poszliśmy spać, zmęczeni nieprzewidzianymi zdarzeniami. Rankiem nigdzie nam się nie spieszyło, więc nie kwapiliśmy się wcześnie wstawać. Obudziłam się słysząc jakieś poruszenie wśród naszych kierowców. Wychodzę z namiotu a tam... po parkingu biega pan Kaziu! Głowa zszyta, na niej brudna czapka. Okazało się, że uciekł i przyjechał autostopem na parking w szpitalnym ubraniu. Stwierdziliśmy z Darkiem, że to facet terminator.
Cały dzień spędziliśmy na tym samym parkingu. Nauczyłam się gotować żurek, zrobiłam sobie pranie (dziękuję Darkowi za pożyczenie miski) i kąpałam się na naczepie TIRa. Ciekawe przeżycie (: Kilka minut po godzinie 22, tuż po zmianie opatrunku panu Kaziowi, wyruszyliśmy dalej w trasę. Byłam tak śpiąca, że oczy zamykały się same. Wytrwałam do 1 w nocy. Pan Jarek zlitował się nade mną i pozwolił zasnąć na łóżku podczas jazdy. Tak przespałam pół drogi, budząc się jedynie w Bordeaux i podziwiając to miasto nocą. O 4 rano znaleźliśmy się pod hiszpańską granicą, gdzie skończyła się nasza przygoda z tymi kierowcami. Bardzo podziękowaliśmy, przeprosiliśmy za kłopot i usiedliśmy na parkingowej ławce. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że czeka nas najgorszy poranek całej tej podróży...
PS. Dla niedowiarków załączam zdjęcie, które zrobiłam na szybko, bo akurat miałam w ręku telefon. UWAGA! Tylko dla osób o mocnych nerwach! ZDJĘCIE
uwielbiam takich kierowców autobusów, którzy są na luzie ;) w tym przypadku mimo takiego wieku ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Wasze relacje z tych wyjazdów<3
OdpowiedzUsuńtrasa przez bordeaux super ! tam jest podobno pieknie.
OdpowiedzUsuńbezxpomyslu.blogspot.com
super się czytało - nigdy nie byłam we Francji - trzeba to nadrobić!
OdpowiedzUsuńobserwuje - liczę że Ty tez będziesz moim obserwatorem:)
zapraszam do mnie na bloga niespodzianki czekają:):) a nagroda jest super:D
cosszykownego.blogspot.com
❤
francja <3
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcia . ;)
OdpowiedzUsuńmashihimenagase.blogspot.com
Dobrze, że wytrwałaś jaa chyba bym zemdlała na widok takiej ilości krwi ;d dziwię się, że wyszedł z tego szpitala xd Pozdraawiam ii czekam na następną relację z niecierpliwością! :D
OdpowiedzUsuńmam mocne nerwy, ale to zdj. masakra.. ile krwi ;(
OdpowiedzUsuńja nadal nie umiem gotować żurku hehe, wiesz co kazda podróż jest pewną przygoda i nowym doświadczeniem ;)
ale z tą kąpielą w tirze czy jak tam to masakra ;) ładne zdj. i wgl bardzoo ciekawie ;)
Fajne zdjęcia :>
OdpowiedzUsuńŚwietny blog obserwujemy ? ;* http://ruuciaa-mylife.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny blog ;* będę wpadać częściej
OdpowiedzUsuńhttp://alexwberry.blogspot.com - blog , ŚPIEWAM
Świetnie piszesz! Niezłe przygody Was spotkały, dobrze, że wszystko dobrze się skończyło...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny wpis!
super ;* podoba mi sie
OdpowiedzUsuńopowiadanie z wokalistą Nirvany - Kurtem Cobainem
http://uwierz-w-pieniadze.blogspot.com
Ale fajne przygody - zazdroszczę ! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam ♥
W czym to nie pomoze translator. :D Fajna przygoda. :)
OdpowiedzUsuńAła ała! Faktycznie rana nie wygląda za ciekawie, ale Pan Kaziu to najwidoczniej mocny gość skoro uciekł ze szpitala! Fajnie że udało się Wam zajechać tak daleko w stosunkowo dobrych warunkach. Co do francuzów i ich angielskiego ostatnio się dowiedziałam od dwóch znajomych z Francji, którzy przyjechali do Polski na 3 dni, że Francuzi nie mówią po angielsku bo nie potrafią, a nie dlatego, że nie chcą. Co mnie zaskoczyło bo do tej pory słyszałam, że Francuzi nie mówią w innym języku bo uważają, że jak jesteś we Fracji to powinieneś mówić w ich języku, a tu proszę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie dotarliście do Budapesztu, ale muszę Wam powiedzieć, że warto i przy najbliższej okazji wybierzcie się tam:)
Na moim blogu niebawem relacje z tego pięknego miasta i również problematycznego języka angielskiego u Węgrów.
Pozdrawiam,
http://zmiana-trasy.blogspot.com
Jezuuu to zdjęcie jest straszne :/ super przygoda :))
OdpowiedzUsuńZapraszam na dzisiejszy post :
http://natalijafashion.blogspot.com/
Eh, świetna przygoda moim zdaniem. Byłam w e Francji w maju i chętnie bym tam wróciła! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://faith-hope-love-dreams.blogspot.com/
zapraszam^^
Super przygoda :)) xdd
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie + obserwacja za obserwacje ?
http://dariia-darria.blogspot.com/
Jeu jakie przeżycie. Dobrze że to nic poważnego lała się mocno krew bo głowa jest strasznie ukrwiona;o jejku wykazałaś się odwaga cudna jesteś! ;** zapraszam http://littlee-thiinggss.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJakie przeżycie. Dobrze, że to nic poważnego c;
OdpowiedzUsuńCiekawie piszesz :)
nutellowee-love.blogspot.com <3
Francja jest piękna! Pozdrawiam i zapraszam do siebie;)
OdpowiedzUsuńksiazkoteka.bloog.pl
Świetne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńhttp://littlesmiiile.blogspot.com
Super zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowego posta :)
http://ssandra97.blogspot.com/
Ojeja <3 Francja i Hiszpania! Najlepsze państwa <3 Ile bym dała za odwiedzenie Madrytu ;c Boze.. co za rana ;o Ból pewnie straszny..
OdpowiedzUsuńmanuelaa-nela.blogspot.com
Raczej nie jestem osobą o mocnych nerwach, więc sobie podaruję xd Ten pan Kaziu to faktycznie terminator xD Kąpać się na naczepie tira? Może kiedyś wypróbuje xd
OdpowiedzUsuńhttp://my-own-little-worldx.blogspot.com/
Jakie świetne te wyjazdy wszystkie Twoje <3 :) Zazdroszcze takich niesamowitych wspomnień :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
ohvictorria.blogspot.com
Jejciu, "trochę" się wydarzyło podczas tej całej twojej podróży O.O Biedny pan Kaziu :C
OdpowiedzUsuńW ogóle świetny nagłówek <3 Też bym kiedyś chciała pojechać do Francji i spać pod namiotem :)
littleworldnessy.blogspot.com
Zazdroszczę Ci takich podróży, to wprost magiczne! Chociaż ja bym się trochę bała, no, ale co tam! Najważniejsze są wspomnienia!
OdpowiedzUsuńhttp://madame-carmelle.blogspot.com/ Skom?
masakra, jak on z tego szpitala uciekł ;p.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko skończyło się dobrze. :) A zdjęcie jest straszne ;o
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog :) Fajne zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńJa już obserwuję :)
http://my-crazy-life-vero.blogspot.com/
Koocham Francję <3
OdpowiedzUsuńByłam w podobnej podróży, tylko że wzdłuż Morza Śródziemnego.
Także Wenecja, Monako, Barcelona i Gibraltar po drodze jeszcze wiele atrakcji było. :D
Spaliśmy w samochodzie, typu Van . :)
Było mega. <3
Jeszcze tam wrócę, na LAzurowe, bo tam spodobało mi się najbardziej ! :D
Super zdjęcia,
Fajnie opowiadasz całą historię. :)
Pozdrawiam.
Zapraszam na moje blogi,
http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/
http://dontbelievehe.blogspot.com/
Człowiek niezniszczalny xd Niesamowita podróż, a co się stało rano? Genialnie musi być tak podróżować. Jednak ja bym nie wytrzymała. Muszę mieć zawsze łóżko własną łazienkę itp ;) Świetny blog! Oczywiście obserwuję i jeśli Ci się u mnie podoba też zaobserwuj. BUZIAKI :* Będę tu częściej wpadać. Czekam na nowy post :)
OdpowiedzUsuńBlog modowy What is in the hat? KLIK!/Bloglovin
Świetna podróż i wspomnienia na całe życie. Gratuluję odwagi. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNa brak przygód to wy narzekać nie możecie , pan Kaziu to niezły rozrabiaka . Zazdroszczę Ci że możesz przezywać tak wspaniałą przygodę . Jesteś wielką szczęściarą
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie INNA
http://zjednoczona.blogspot.com/
Co to za zdjęcie? On sobie rozciął głowę? O co chodzi? Przeżył? Tak krwawi.... to jak przeżył.. Napisz u mnie.
OdpowiedzUsuńhttp://Fidanzataa.blogspot.com
Brzmi jakbyś o moich koszmarach ("jestem zdana sama na siebie","nie wiem gdzie będę spać") mówiła jak o swoim marzeniu :D I tak w sumie faktycznie jest. A co do second-handów to uwielbiam je! :) Ostatnio tylko jakoś nie mam w ogóle czasu, żeby chodzić po jakiś sklepach. Nawet napisałam post zachęcający do kupowania w używanej odzieży: Second-hand KLIK! :D Nie mogę się doczekać następnej części Twojej relacji z podróży, to jest taki inne od mojego wyobrażenia podróży, ale bardzo fascynujące. Przygoda pogania przygodą u Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńSwietny post haha i zdjecia;)
OdpowiedzUsuńhttp://sweett-and-saltyy.blogspot.com/
I co było dalej? Czemu najgorszy poranek?
OdpowiedzUsuńWaszą podróż czyta się niczym powieść. A cóz pan Kaziu to moze faktycznie terminator, bo to zdjecie z rozwaloną głową nie wyglądało dobrze.
Wiecie, szkoda, że Francuzi są tacy uparci i nie powiedzą niż po Angielsku, ale dzieki bogu był translator (czyzby google?).
Czekam na dalsze relacje!
Zapraszam do mnie: http://iwillnotdieyoung.blogspot.com/
Obserwuje, liczę na to samo :)
Bardzo ciekawy blog! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. http://karola13life.blogspot.com/
Obserwuję i liczę na rewanż...
Ja tam lubię filozoficzne wywody :D Ale to poczekam najwyżej troszkę dużej na dalszą częśc ;( Ja też jestem w 3 kl liceum. I meeega dużo nauki do matury jest. Namiastką Twojego podróżowania w moim życiu będzie wyjazd do Torunia na studia (jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli) :) Ale to nie będzie takie niespodziewane jak Twoje podróże, wszystko skrzętnie zaplanowane, a i tak się stresuję już teraz na samą myśl. :P
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiego podróżowania :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że nie zemdlałaś :-)
www.teen-life-fashion.blogspot.com
pozytywnie ;)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę podróży;)
OdpowiedzUsuńAle przygoda :D Czasem warto podjąć ryzyko ale czasem też trzeba uważać Zwlaszcza na obce osoby:)
OdpowiedzUsuńDodaje do obserwowanych i zapraszam na mój blog:)
Łał, zazdroszczę podróży! Świetne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńCo powiesz na wzajemną obserwację?
Pozdrawiam,
zabawa-moda.blogspot.com
Hej fajny blog :) obserwuję i liczę na rewanż oraz zapraszam do mojego bloga :)) http://my-life-iscrazy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzawsze logopedzy mówili mi ze szybko naucze sie francuskiego bo mam dobry akcent ;)
OdpowiedzUsuńwspaniały blog pozdrawiam ciepło :)
ayuna-chan.blogspot.com
Też mam takie francuskie "r". Jednak chyba nic nie przekona mnie do nauki tego strasznego języka :)
Usuń